Translate

2018/06/15



Zanim przejdę do kosmetyków, muszę napisać parę słów o tym, dlaczego opis mojego bloga jest już nieaktualny...

Dzisiejszy post "wisiał" u mnie w skrzynce przez kilka miesięcy i szkoda mi go kasować, więc go publikuję, ale moje podejście do kosmetyków, całego tego szaleństwa związanego z kultem młodości i urody, oraz chorego konsumpcjonizmu, ostatnimi czasy bardzo się zmieniło.

"Zakochana w kosmetykach, o poszukiwaniu źródła wiecznej młodości"- taki podtytuł umieściłam na stronie głównej mojego bloga, gdy zaczynałam go pisać kilka lat temu. Dziś trochę mnie to śmieszy a troche mi wstyd... w każdym razie w kosmetykach sie odkochałam i nie szukam juz źródła wiecznej młodości:)

Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że byłam wtedy w takim okresie życia, o którym mówi Danuta Szaflarska, gdy z młodej dziewczyny przekształcamy się w panią w średnim wieku... u mnie to byla 40-tka, gdy zrozumiałam, że to koniec młodości i przez moment wpadłam w lekka obsesję kosmetyczną - na szczęście szybko mi przeszło:)

Moje własne wpisy z ostatnich lat dziś wprawiają mnie w zakłopotanie...te wszystkie preparaty anty -aging, plasterki na zmarszczki, dermaroller z kolcami, magiczna różdżka na prąd... Był nawet czas, gdy chciałam sobie wstrzyknąć coś twarz, byle tylko nie mieć zmarszczek... Mówię wtedy do mojego męża: słuchaj, wstrzyknę sobie botoks na 40-te urodziny, co Ty na to? On: na 50-te:)

Ale mówiąc serio, dziś, gdy za kilka lat faktycznie będę miała 50 (nie do uwierzenia), jestem na zupełnie innym etapie swojego życia.

Od kilku lat walczę z chorobą autoimmunologiczną i moim głównym zmartwieniem jest jak pozbyć się bólu, a zmarszczki zeszły na dalszy plan.

Druga rzecz to ilość chemii w kosmetykach. Być może, gdyby nie moje kłopoty ze zdrowiem, patrzyłabym na to inaczej. Tymczasem oglądam kanały youtube i przeraża mnie, gdy kobiety nakładają na siebie masę produktów jeden na drugi i nazywają to "pielęgnacją warstwową". Nie zastanawiają się nad tym, że składniki tych kremów dostają się do krwiobiegu. Niedawno przeczytałam u Pepsi Eliot takie zdanie: nakładaj na skórę tylko te kosmetyki, które mogłabyś zjeść. Nie jestem wierna tej tezie w stu procentach ale pamiętam o niej.

Jeszcze inna sprawa to moja natura buntownika - a niby czemu nie można się normalnie zestarzeć? Zwłaszcza kobiety? Czemu mamy uzależniać swoja wartość od tego czy jakiś facet jeszcze na nas spojrzy? Ostatnio Karolina Korwin Piotrowska stwierdziła, że ma dość ukrywania siwych odrostów tylko dlatego, aby nikt przypadkiem nie zauważył, że nie ma już 18 lat i nie uznał, ze jest "stara". Właśnie.

Tak że dziś, jeśli chciałabym zatrzymać czas, to tylko po to, aby być z moimi bliskimi dłużej na tym świecie.

To tyle tytułem długiego wstępu. Wiem, że tym wpisem narażę się niektórym:)

Wracam do tematu, czyli udanych i nieudanych zakupów kosmetycznych. Produkty, które dziś pokazuję, to zbiory z wielu miesięcy. Na dzień dzisiejszy zredukowałam ilość kupowanych kosmetyków o jakieś 70%. Wyleczyłam się z tego, że muszę mieć dwudziesty pędzel do powiek czy kolejny bronzer, bo ktoś akurat go pokazał, choć wcale go nie potrzebuję.

Na noc najczęściej nic nie nakładam. Od czasu do czasu jakiś preparat z kwasem lub retinolem. Częściej olejki. Na dzień jednak wciąż nie potrafię odmówić sobie produktów, które powodują, że twarz wygląda lepiej - a znam takie:)



1. Kiehl's Powerful Strength Line Reducing Serum. To serum miałam na oku od dawna, bo ma świetne recenzje, nazywają go botoksem w butelce. Posiada 12 % witaminy C i po nałożeniu kłuje w twarz. Nie jest tanie ale widać efekty w postaci wygładzonej rozjaśnionej skóry, bardzo ładnie wygląda pod makijażem. 
2. Neostrata Defence Serum. Kiedyś uwielbiałam Neostrata Ultra Smoothing Cream, więc postanowiłam wypróbować inny produkt tej marki. Niestety tym razem się zawiodłam, serum w postaci bezbarwnego żelu o mocnym zapachu alkoholu, nie robi nic i ląduje w śmietniku.
2. Estee Lauder Perfectionist. Serum z witamina C,  jak wszystkie produkty Estee Lauder, których dotad probowałam, jest świetne. Używam pod makijaż, ujędrnia, wygładza, zmiękcza rysy twarzy, jest drogie ale warte swojej ceny.
4. Lush Full of Grace Serum Bar. Kosmetyk o formule przypominającej masło, pocieramy je w rękach dotąd, aż pod wpływem ciepła zacznie sie rozpuszczać, wtedy nakładamy na twarz. Pięknie pachnie, nawilża i natłuszcza, dobrze się wchłania i nadaje pod makijaż, ma jednak jedną zasadniczą wadę - jest niehigieniczne, bo nie sposób uniknąć przyklejania się do niego kurzu pomimo przechowywania w papierku.


1. Origins High Potency Night Renewal Cream.  Mój pierwszy produkt tej marki. Posiada przepiękny cytrynowy zapach, bogatą nawilżającą konsystencję i byłby naprawdę ideałem, niestety podrażnia moje oczy i jeśli dostanie się do nich choć odrobina kremu, płaczę jak podczas obierania cebuli. 
2. Kiehl's Rosa Arctica, Wspaniały krem, który bardzo polecam. Dostałam jego próbkę przy okazji zakupów w Kiehls i polubiłam go tak bardzo, że kupiłam duże opakowanie. Bardzo gęsty, wydajny, wystarczy odrobina, cudownie pachnie lawendą, ujędrnia, pod makijażem wygląda pięknie.
3. Freeze 24/7 peptide lotion, nowość tej firmy, skusiłam się, gdy był dostępny w Tkmaxx za £10, naszpikowany składnikami przeciwzmarszczkowymi jak peptydy, ceramidy, witaminy A i E, koenzym q10, algi i inne, dobry produkt pod makijaż, napina i wygładza, niestety lekko wysusza i musimy dodać krem nawilżający.
4. Krem anty aging z retinolem Zrób Sobie Krem. Uwielbiam tą firmę, w kółko coś z niej zamawiam, krem z retinolem już miałam i jego działanie jest lepsze od najdroższych kosmetyków. Wypróbujcie koniecznie.


1. Antipodes Divine Face Oil. Kremów używam pod makijaż, natomiast na noc wybieram olejki ze względu na ich naturalne składy. Antipodes olejek z awokado i dzikiej róży wchodzi w skład zestawu Minis Moisture Boost. Odżywczy, nawilżający, świetnie sprawdza się również pod makijażem, często zaczynam poranną pielęgnację od kilku kropel olejku (również uwielbiam The Body Shop Oil of life, którego w tej chwili nie posiadam).
2. Olejek-serum Kiehls Midnight Recovery Concentrate. Kultowy produkt, moje drugie opakowanie,  skład naturalny w 99.8%, nawilżona odżywiona skóra, uwielbiam.
3. Olejek arganowy i z nasion malin Zrób Sobie Krem. Genialne olejki, mieszam je na dłoni z kwasem hialuronowym również z tej firmy, lub nakładam solo, malinowy posiada dodatkowo naturalny filtr ochronny przeciwsłoneczny.


1. Maska nawilżająca w żelu Eisenberg All-Over Moisturising Mask. Kupilam ja w Tkmaxx za £20, podczas gdy jej regularna cena to £70 i sądzę, że jest mocno zawyżona. Maska ładnie pachnie i przyjemnie nawilża, jednak to tylko maska, którą po kilku minutach zmywamy i nie widać specjalnej różnicy.
2. Benefit Dream Screen. Był czas, gdy wręcz fanatycznie używałam kremów z filtrem spf 50 przez cały rok, obecnie nie jestem już taką fanką tych preparatów i stosuje je tylko w bardzo słoneczne dni.  Benefit Dream Screen ma postać olejku, który bardzo dobrze się wchłania, jest świetny pod makijaż, dodatkowo daje efekt serum wygładzającego lub primera, mam wrażenie, że zwęża pory, bardzo dobry produkt, polecam.
3. Dermalogica Overnight Retinol Repair. Raz na jakiś czas używam na noc produktów z retinolem, próbowałam wielu a ostatnio wciąż wracam do tego. W skład kremu oprócz retinolu wchodzą witamina C, peptydy i aminokwasy. 
4. Freeze 24/7 Skin Smoothie Glycolic Pads. Raz na jakiś używam również kosmetyków z kwasami, ostatnio skończył mi się Alpha H Liquid Gold i wróciłam ponownie do płatków Freeze 24/7, które już kiedyś miałam, są ok ale wolę jednak Alpha H lub Neostrata Ultra Smoothing Cream.


Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia:)


2018/04/10


dieta dr Dąbrowskiej przepisy

Dziś jest mój ósmy dzień diety. W chwili, gdy to piszę, czuję się świetnie ale muszę przyznać, że moje samopoczucie zmienia się jak w kalejdoskopie. Najtrudniejsze sa poranki i wieczory. Co trzy dni dopada mnie kilkugodzinny kryzys, kiedy mam wrażenie, że dłużej nie dam rady. Na szczęście kryzysy szybko mijają a po nich przychodzi wzrost energii i poczucie satysfakcji. Dodatkowym efektem postu jest piękny stan jasności umysłu i wewnętrznego spokoju. Jeśli chodzi o wagę to na dzień dzisiejszy minus 3.0 kg.

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejnym "magicznym" przepisem - tak działa alchemia smaków w kuchni według pięciu przemian. Proszę, wypróbujcie go, będziecie zaskoczeni, jak wspaniałe jest to danie, choć przyrządzone jedynie z trzech składników, czosnku i przypraw. Cała tajemnica tkwi w dodawaniu składników w odpowiedniej kolejności (gorzki-słodki-ostry-słony-kwaśny).

dieta dr Dąbrowskiej przepisy

Składniki:
mała główka kapusty, najlepiej włoskiej
4 duże pomidory
3 duże cebule
4 ząbki czosnku
przyprawy: tymianek, kminek mielony, ziele angielskie, imbir, pieprz czarny i cayenne, sól, kurkuma

Przygotowanie (mieszamy po dodaniu każdego kolejnego smaku):
g- do 1/2l gotującej się wody dodać
g- szczypte tymianku
sł- 3 duże pokrojone w kostkę cebule, zeszklone wcześniej na patelni na niewielkiej ilości wody
sł- 1/2 łyżeczki kminku
o- poszatkowaną niewielką główkę kapusty
o- 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę
o- 4 ziela angielskie, 1/2 łyżeczki imbiru, pieprz czarny i cayenne do smaku
sn- sól do smaku
gotować 20 min, dodać:
k- 4 duże, dojrzałe, sparzone i obrane ze skórki, pokrojone pomidory
g- 1/2 łyżeczki kurkumy
sł- 1/2 łyżeczki kminku
gotowac ok. 30 minut, ewentualnie dosmakować pieprzem i solą.



2018/04/07

dieta dr Dąbrowskiej

Dawno mnie tu nie było, aż się bałam zerknąć, kiedy opublikowałam ostatni wpis:)


Od pięciu dni jestem (w celach zdrowotnych) na diecie dr Dąbrowskiej (planuję 14 dni ale potem zobaczę, może będzie dłużej) i postanowiłam, że podzielę się z Wami moimi najlepszymi przepisami. Każdy, kto próbował wytrwac na tej diecie wie, jak jest ona trudna i motononna a przepisy funkcjonujace w sieci powtarzają się w kółko te same, bo co innego można wymyślić mając do dyspozycji kilka warzyw na krzyż? 

Aby zrobić cos inaczej, zaczęłam gotować warzywa według kuchni pięciu przemian. Okazało sie to strzałem w dzisiatkę i dziś mój pierwszy przepis, barszcz czerwony - ta zupa to mistrzostwo świata! Polecam ją wszystkim, a osobom, które nie są na diecie, polecam dodanie kilku pokrojonych ziemniaków (sł).


dieta dr Dąbrowskiej

Składniki:
3-4 duże buraki
4 marchewki
1 duża pietruszka
mały kawałek selera
ćwiartka kapusty
2 duże cebule
przyprawy: sól, pieprz czarny, tymianek, kurkuma, kminek, imbir, pieprz cayenne, bazylia, majeranek
ocet jabłkowy


Przygotowanie (zgodnie z zasadami kuchni według pięciu przemian, czyli składniki dodajemy w kolejności smaków kwaśny - gorzki - słodki- ostry- słony. Oczywiście, jeśli ktoś chce, może dodać je w dowolnej kolejnosci, polecam jednak trzymać sie przepisu, ponieważ kuchnia według pięciu przemian ma w sobie magię):

g - do 2,3l wrzącej wody dodać:
g -  szczypte tymianku i kurkumy
sł - szczyptę kminku
sł - starte na grubych oczkach 4 marchewki
sł - startą pietruszkę
sł - starte na grubych oczkach 3-4 duże buraki
o - 2 drobno pokrojone duże cebule
o - połowę małej drobno pokrojonej kapusty białej lub włoskiej
o - starty mały kawałek selera
o - 1/2 łyżeczki imbiru
o - 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
sn - sól do smaku
k - szczyptę bazylii
gotować ok godziny, dodać:
k - 4 łyzki octu jabłkowego
g - sporo majeranku i w razie potrzeby wrzątek do uzupełnienia ilości zupy
o - pieprz
s - sól do smaku

Zupę podaję posypaną natką pietruszki. Smacznego :)



2017/10/21



Gdy na blogu przez dłuższy czas zalega cisza, najczęściej oznacza to, że znów męczą mnie bóle reumatyczne, i tak było w ostatnim czasie. Mój reumatyzm wydaje się być wybitnie dieto- zależny. Oznacza to niestety konieczność trzymania ścisłego rygoru żywieniowego, czego mam czasem serdecznie dosyć. Moje życie na dzień dzisiejszy to istna sinusoida: gdy trzymam dietę (wykluczam nabiał, gluten i cukier) po kilku dniach bóle mijają. Gdy zaczynam czuć sie dobrze, robię sobie nadzieję, że może już wyzdrowiałam i wracam do ciast, zapiekanek i hektolitrów kawy z moim ulubionym krowim mlekiem. Wtedy bóle wracają i znów zaczynam od nowa: kilka dni oczyszczania na diecie dr Dąbrowskiej a potem dieta zbliżona do paleo, czyli warzywa, owoce, mięso i ryby. I  kawa oczywiście bez mleka.

Kawa a protokół immunologiczny

Jeśli chodzi o samą kawę i jej ewentualne szkodliwe działanie, można znaleźć w internecie setki skrajnie sprzecznych artykułów na ten temat. Z części z nich dowiadujemy się, że kawa jest szkodliwa, powoduje nadciśnienie, zakwasza, wypłukuje magnez itd. Podobno również przyspiesza starzenie, słyszałam, że z tego powodu Jennifer Lopez nigdy jej nie pije:) Ostatnio pojawia się jednak coraz więcej artykułów dowodzących, że picie kawy nie jest szkodliwe, a wręcz odwrotnie - przynosi wiele korzyści zdrowotnych, np obniża ryzyko depresji, Alzhaimera, Parkinsona czy zawału serca. Nie jestem biochemikiem i nie wiem, gdzie leży prawda. W protokole immunologicznym najważniejsze jest wykluczenie glutenu i nabiału, natomiast co do innych produktów, takich jak rośliny psiankowate, zboża, kasze, jaja czy nasiona (w tym kawa), zależy to od stanu naszego organizmu oraz indywidualnej nadwrażliwości na dane pokarmy (najlepiej wykonać test na nietolerancje pokarmowe). Ja bez kawy żyć nie potrafię.

Mój ranking mlek roślinnych do kawy


Jestem ogromną fanką kawy z mlekiem, uwielbiam Costę w coffee shopach czy latte w Mc Donalds, również mój ekspres De'Longhi Esam 2800 robi bardzo przyzwoitą latte. Nie umiem pić czarnej kawy i dlatego kwestią kluczową było dla mnie znalezienie zamiennika krowiego mleka. W UK w każdym supermarkecie możemy znaleźć sterty przeróżnych mlek roślinnych.


Niestety 90% z nich to jakieś chemiczne wynalazki i dlatego żadne z popularnych mlek Alpro nie wchodzi w grę. Również polecane przez baristów mleko konopne odrzuciłam ze względu na skład. 


Mleko sojowe natomiast jest zbyt kontrowersyjne, abym miała na nie ochotę, choć przyznam, że waniliowe Alpro uwielbiam!

Najlepsze na świecie pod względem smaku mleko roślinne do kawy, niestety z cukrem, fosforanem monopotasowym i innymi dziwolągami:)
Wykluczyłam również mleko kokosowe, ponieważ smak kokosa jakoś mi nie pasuje do kawy. Pozostało mi więc do wyboru tylko kilka mlek z naprawdę prostym składem i oto one:

Rice Dream Organic


To mleko piję od dawna, było tak naprawdę pierwszym trafionym mlekiem roślinnym po wielu nieudanych próbach. Z tym że dotychczas dolewałam je zimne do kawy a dopiero niedawno spróbowałam je spienić. Jest całkiem smaczne, lekko słodakwe, o smaku zupełnie neutralnym, bez żadnych dziwnych posmaków.  Ocena 4/5

Rice Dream Organic Vanilla


Mleko prawie identyczne jak Rice Dream, różni się tylko dodatkiem aromatu waniliowego. Na zimno jest nienajgorsze, jednak w kawie dla mnie zbyt słodkie i sztuczne, zamiast wanilii wyczuwam sztuczność i plastik. Jednak mleko to ma bardzo dobre recenzje w internecie, może więc jest warte spróbowania. Moja ocena 2/5.

Oat-ly Oat Drink Barista Edition


Z serii Oat-ly dostępna jest również wersja organic skladająca sie wyłącznie z płatków owsianych, soli morskiej i wody, ja jednak zdecydowałam się sie na opcję z gorszym składem, ale wyprodukowaną specjalnie dla miłośników kawy. Niestety, w prostocie jest siła, a tutaj moim zdaniem przekombinowano ze składnikami i pomimo, że z mleka da sie zrobic przyjemną kremę, to ma coś odpychajacego w smaku - wylałam kawę do zlewu i na pewno więcej go nie kupię. Ocena 0/5

Rude Health Almond Milk


Odkryłam je niedawno i bije konkurencje na głowę. W wersji na zimno niestety się waży, ale i tak mi smakuje, a trochę farfocli w kawie mi nie przeszkadza. Natomiast w wersji latte nie waży się i jest naprawdę dobre, o lekkim migdałowym posmaku ale prawie niewyczuwalnym, i co ważniejsze - jego smak nazwałabym głębszym (jesli to ma sens) niż Rice Dream. Oba są ok ale Rice Dream jest jakby bardziej wodniste a jego smak bardziej płaski podczas gdy Rude Health jest trochę bardziej kremowe. Ocena 4,5 /5

Podsumowanie

Z wszystkich mlek roślinnych testowanych dzisiaj i kiedykolwiek najlepsze według mnie jest Rude Health Almond Milk. Jak możecie jednak zauważyć, żadne z ww mlek nie otrzymało ode mnie 5 pkt, ponieważ na ta ocenę zasługuje tylko mleko od krówki:) Pełnotłuste, organiczne, najlepiej niehomogenizowane mniam:) Żadne, nawet najlepsze, mleko roślinne nie jest w stanie mu dorównać (moim skromnym zdaniem).

Bardzo ciekawa jestem, z jakim mlekiem roślinnym Wy lubicie kawę najbardziej?

Universe
Na zakończenie off-topic ale nie mogę się powstrzymać... Niech będzie to moim hołdem dla tego wspaniałego artysty... Za kilka dni, 2 listopada 2017r., mija 10-ta rocznica śmierci Mirka Breguły. Uwielbiam go odkąd po raz pierwszy zobaczyłam go siedzącego na krześle z gitarą w Opolu w 1984 r... Miałam wtedy 12 lat ale pamietam jak dziś... Idolu wrażliwych serc, Twój fan Ci oddaje cześć...



Kilka jego najpiękniejszych, choć mniej popularnych utworów:









Gdybym kochał tylko trochę,
Może łatwiej bym zniósł, co daje los,
Nie byłoby mi żal ,
Gdybym twardy był jak stal...
... ale nie jestem.





2017/09/28


Czy żywność organiczna to oszustwo?

Żywnośc organiczna to pic na wodę - niejednokrotnie spotkałam się z taką opinią. Nie do uwierzenia jak wiele osób żywi przekonanie, że tak naprawdę jest to ta sama żywność co przemysłowa, a tylko z innymi nalepkami. Szczerze mówiąc, nawet mój własny mąż i syn mojego bzika na punkcie organicznej żywności uważają za nieszkodliwe dziwactwo :)

2017/09/10



I znów mamy jesień, która w 2017 przyszła niestety szybciej niż zwykle:(
Co prawda w UK i tak nie było w tym roku lata, więc fakt ten nie powienien w sumie robić wielkiej różnicy, ale jednak od kilku dni jest już inna, smutniejsza aura. Do tego ciągle leje brrr.

 W porze jesiennej moimi ulubionymi kolorami na paznokciach są nude oraz brązy. Dzisiaj chciałam Wam pokazać kilka lakierów nude, które aktualnie posiadam. Będzie to pięć lakierów OPI i jeden Essie - uwielbiam obie te marki i rzadko kupuję lakiery innych firm (zwłaszcza, że w UK Golden Rose i Inglot sa niedostepne). Dzisiejszy wpis nie jest listą ulubieńców - wśród wymienionych są zarówno kolory piękne, które bardzo lubię, jak i te niezbyt trafione.  Zapraszam:)

OPI Tickle my France
OPI Tickle my France w różnym oświetleniu
Najpopularniejszy nude frmy OPI, możecie go kupować w ciemno. Jest przepiekny, to chyba najładniejszy lakier, jaki kiedykolwiek miałam, a juz na pewno w konkurencji nude. Kolor zdecydowanie różowy, jednak przyjmujący przeróżne odcienie w rożnym świetle. Czasem wydaje się brudnym różem z domieszką brązu, czasem jakkby lekko landrynkowym, czasem różem z dodatkiem fioletu. Jesli go nie znacie, koniecznie wypróbujcie.

OPI Barefoot in Barcelona

OPI Barefoot in Barcelona
Na ten lakier miałam dość długo ochotę, bo jest również jednym z bardziej popularnych lakierów OPI ale jakoś dość długo odwlekałam zakup. Bardzo się cieszę, że go w końcu kupiłam, bo jest przepiekny. Główną nuta jest tu róż w połączeniu z brązem, może z leciutkim dodatkiem karmelu. Polecam go, ręczę za niego, jest piekny, neutralny, będzie Wam się podobał.

OPI Dulce de Leche

OPI Dulce de Leche
Bardzo dziwny kolor, kóry wygląda ładnie w świetle dziennym ale gorzej w sztucznym. Na dworze wygląda na różowy, w domu na pomarańczowo- brązowy. Gdy świeci słońce myslę: jaki piekny kolor, a w cieniu przypomina mi tynk na ścianie. Pomimo wszystko lubię mieć nim pomalowane paznokcie.

OPI Chocolate Moose

OPI Chocolate Moose
Najciemniejszy ze wszystkich tu dziś wymienionych, coś pomiędzy nude a brązem. Określiłabym go jako kolor mlecznej czekolady z domieszką czerwieni i pomarańczy albo ciemną terracotę (bardzo ciepły odcień). Kolor nie jest brzydki z tym, że nie jest to odcień neutralny i nie pasuje do wszystkiego, np bardzo ładnie łączy się z odcieniem czarnym ale już z turkusowym czy czerwonym niekoniecznie, i gdy zmieniam płaszcz, muszę przemalować paznokcie. Nie jest też odcieniem, który komplementuje moją skórę, a wręcz trochę się z nią gryzie, dlatego nie zaliczam go do ulubionych lakierów, choć jest całkiem ładny i może się podobać.

Essie Ladylike

Essie Ladylike
Co to jest za piekny kolor! Pierwszy ton, jaki w nim dostrzegam to fiolet, ale jednak nie jest to fioletowy lakier (nienawidzę fioletu na moich paznokciach). Jest to idealna mieszanka brązu, różu i fioletu. Na angielskich stronach określany jest jako mauve czyli fiołkowy. Jest podobny do Tickle My France tylko że bardziej mleczny, jaśniejszy. Pieknie współgra z odcieniem mojej skóry, uwielbiam patrzeć na moje ręce, gdy mam go na paznokciach. Myślę, że będzie się każdemu podobał.

OPI Samoan Sand

OPI Samoan Sand
Jest to najjaśniejszy kolor z dzisiaj przedstawianej kolekcji, prawie identyczny jak kolor mojej skóry (która jest bardzo jasna z żółtymi tonami), nieznacznie jaśniejszy. Za pomocą tego lakieru uzyskujemy efekt tzw ręki manekina. Niektórzy nazywają go kolorem "moich paznokci, ale lepszy". Lakier jest w odcieniu bardzo jasnego beżu, rozbielonej kawy z mlekiem czy rozbielonego karmelu. Nie dotrzegam w nim tonów różowych, fioletowych czy żółtych, za to w niektórym świetle wydaje się lekko pomarańczowy. Dłonie wyglądaja w nim delikatnie i elegancko, jednak nie jest to do końca moja bajka, wolę kolory bardziej odcinające się od skóry moich rąk. Wydaje mi się, że będzie lepiej wyglądał na dłuższych paznokciach i przy ciemnejszej karnacji. Jest niełatwy do aplikacji, pozostawia smugi.

Podsumowanie

Jesli szukacie ładnego lakieru nude, przepiekne są według mnie: OPI Tickle my France, OPI Barefoot in Barcelona oraz Essie Ladylike. Mieszane uczucia mam co do Dulce de Leche oraz Chocolate Moose, ponieważ lubię je ale nie w każdym świetle, natomiast Somoan Sand prawdopodobnie oddam komuś, kto będzie go lubił bardziej.



Gdybym miała wybrać spośród nich jeden najpiekniejszy, byłby to OPI Tickle My France.

Znacie te kolory? Co o nich sądzicie? A jakie są Wasze ulubione lakiery do paznokci?

Pozdrawiam ciepło i do usłyszenia:)



2017/08/19


Przyznam, że wahałam się czy w ogóle pisać tego posta, ponieważ wydaje mi się, że cienie Mac nie są w Polsce zbyt popularne (przynajmniej nie tak, jak w UK), ale potem pomyślałam, że może właśnie dlatego, że nie ma na ich temat zbyt wielu opinii po polsku, moja się komuś przyda?

Ponad rok temu pokazywałam Wam moja paletkę cieni do powiek Mac (link). Dzisiaj przychodze z updatem, bo od tamtego czasu dwóch cieni sie pozbyłam, kilka przybyło, a jesli chodzi o te, które posiadam najdłużej, moja opinia na ich temat jest dziś bardziej ugruntowana. Jedno sie od tamtego czasu nie zmieniło - moje uwielbienie dla tych cieni. Na niektórych wiem, że nie robią one wrażenia, dla mnie są najwspanialsze na świecie.


Przechodząc do rzeczy, pozbyłam się cieni: Shroom - dla mnie okazał się zbyt srebny oraz Omega- piekny szaro- brązowy odcień ale zupełnie niewidoczny na mojej skórze.

Kolory, które posiadam na dzień dzisiejszy to:
Vanilla - kolor bazowy, bardzo wydajny, używam go codziennie od dwóch lat i nie widac jeszcze dna,  kolor jest neutralny, bardzo jasno beżowy, myślę, że bedzie każdemu pasował.
Naked Lunch - must have, jeden z moich pierwszych cieni Mac, doktórego zawsze wracam, beżowo- różowy, delikatny, połyskujący ale nie za mocno, doskonały jako cień bazowy na całą powiekę, można go również używać do rozjaśniania wewnętrznych kącików czy pod łuk brwiowy.
All That Glitters - kocham <3. Pamietam, jak obawiałam się przed zakupem pierwszego opakowania, że będzie może zbyt złoty ale nic z tych rzeczy, jeden z najpiekniejszych cieni Mac, mogłabym go określić ciemniejszą wersją Naked Lunch, bardziej wyrazisty, połyskujący, ale wciąż delikatny. Naked Lunch jest cieniem bazowym a All That Glitters może być użyty solo i zrobić prawie cały makijaż.
Era - delikatnie połyskujący jasno brązowy kolor, wiem, że niektórzy go bardzo lubią i używają na całą powiekę i to już stanowi cały makijaż, u mnie nałożony w ten sposób jest niewidoczny i używam go do rozcierania górnej granicy ciemnego cienia. Generalnie ładny kolor, ale według mnie można go sobie odpuścić:(




















Wedge - brązowy neutralny matowy cień dobrze sprawdzający się w załamaniu powieki.
Cork - podobny do Wedge, nieznacznie ciemniejszy, uważam, że wystarczy posiadać w kolekcji jeden z nich.
Haux - brązowo-fioletowy mat, spełniający podobną funkcję co Wedge i Cork, czyli nakładam je w załamaniu powieki i wyciągam lekko w górę i na boki, aby uzyskać tzw kocie oko. Z tym, że to są cienie bazowe, a nie samodzielne, na nie nakładam te, które chce wyeksponować.
Soba - bardzo ciekawy odcień, jasnobrązowy z domieszką złota, żółci i pomarańczy, bardzo mi sie podoba, również nie jest to dla mnie cień samodzielny tylko bazowy, nakładam w załamanie powieki i łączę go z innymi kolorami.
Texture - niekórzy mówią, że to starszy brat Soby i coś w tym jest ale jednak Texture to juz inna historia. To kolor, w którym sie zakochałam, przepiekny pomarańcz z domieszką brązu, piekny zarówno w załamaniu powieki, do rozcierania innych cieni, jak i doskonały na dolną powiekę.
Saddle - matowy brąz z bardzo dużą domieszką czerwonego, można w nim też zauważyć pomarańczowe tony. Piękny, oryginalny cień, dobrze napigmentowany i mocno widoczny. Lubię go łaczyć z Sobą i Texture, zaczynając od Soby i dokładając coraz ciemniejszy kolor, zewnętrzny kącik przyciemniam wówczas Satin Taupe.


Satin Taupe - tego cienia chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, jeżeli chcecie wypróbowac jeden cień Mac, kupcie Satin Taupe. Brązowo-szaro-fioletowy, połyskujący, piekny.
Mulch - nazwałabym go cieplejszym kuzynem Satin Taupe, używam ich na zmianę dokładnie w tym samym celu, czyli do przyciemniania zewnętrznej częsci powieki. Lubię go łączyć z Woodwinked.
Patina - bardzo popularny i faktycznie nietuzinkowy kolor, satynowy brąz z lekką domieszką zieleni i złota ale główną nutą jest tu wciąż brąz, kolor jest neutralny, delikatny, myślę, że każdemu się spodoba.
Woodwinked - tego koloru nie uda mi sie z pewnością szybko zużyć, ponieważ jest bardzo mocno napigmentowany i nakładam go w minimalnej ilości. Najczęściej stosuję go do rozświetlania wewnętrznych kącików, bo, co ciekawe, choć nie jest to jasny beż, ale brązowo- złoty kolor, to własnie w tej roli sprawdza mi sie najlepiej. Czasem nakładam go w wiekszej ilości na dolną powiekę, czasem na środek górnej, jest bardzo mocno widoczny i błyszczący. Kupiłam go z ciekawości, ponieważ jest bardzo wychwalany, obawiałam się złota w stylu Half baked z Urban Decay, a tymczasem na szczęscie jest to wciąż brąz a nie złoto, i jest naprawde piekny.


Amber Lights - jeden z moich ostatnich nabytków, bardzo mocno błyszczący pomarańcz, a ponieważ ja się w pomarańczach czuje świetnie, również ten kolor mi sie bardzo podoba, odbija ładnie niebieską tęczówkę oka.
Sable - jeden z moich najbardziej ulubionych neutralnych kolorów, który muszę mieć zawsze w swojej kolekcji, używam go zamiennie z Patiną w zależności od tonacji makijażu, oba te cienie nakładam powyżej załamania powieki wyciagając lekko ku górze (zwłaszcza od strony nosa).
Satelite Dreams - ciemny fiolet , całkiem ładny ale bardzo rzadko go używam- zawsze o nim zapominam :)
Beautiful Iris -  fioletowo- niebieski, prześliczny kolor, słabo napigmentowany ale i tak widoczny, używam go jak dotąd tylko na dolna powiekę, muszę poszukac dla niego innego zastosowania.
Star Violet - bardzo popularny, podchodziłam do niego i wielokrotnie na stoisku Mac, testowałam na ręce i nie podobał mi się, wydawał mi się fioletowo- złoty, innym razem różowo- brązowy, mocno opalizujący, trudny do określenia kolor. W końcu jednak tak za mną chodził, że go kupiłam i niestety nie polubilismy się:(
Stars n Rockets - zawsze ciągnie mnie do fioletowych cieni, może z sentymentu, bo takie były moje pierwsze cienie w życiu i kiedyś dobrze mi było we fioletach, niestety teraz jest inaczej i Stars n rocket, choć przepiękny, nie wygląda dobrze na moich powiekach. Kolor sam w sobie jest zjawiskowy, różowo- fioletowy opalizujący na niebiesko,  jednak moje oczy wygladaja w nim na chore.

Poniżej wklejam swatche cieni, które kupiłam od czasu ostatniego wpisu, pozostałe znajedziecie tutaj:



Wracając do tytułu posta, najlepsze cienie Mac (oczywiście moim zdaniem i spośród tych, które miałam okazję testować), to:

All That Glitters
Texture
Satin Taupe
Sable
Naked Lunch

Jesli chodzi o najgorsze to trudno mi wybrać, bo cienie Mac są w zasadzie wszystkie piekne, ale nie lubie Star Violet oraz Stars n Rockets, a także prawie nie używam Satellite Dreams.

Podumowując, cienie Mac do tanich nie należą ale ja je po prostu uwielbiam a komponowanie własnej paletki jest takie przyjemne. Dla mnie to są najlepsze cienie i od czasu, gdy zaczęłam je gromadzić, innych już nie kupuję i nie używam. Co o nich sądzicie? Jakie są Wasze ulubione? Pozdrawiam ciepło:)